Sylwia: Podstępem namówiłam Cię
na tę sesję…
Agnieszka: To prawda. Mam tyle
pracy, że nie wiem jak się nazywam.
Sylwia: A jednak udało Ci się
obrobić dużooo zdjęć, bo pierwotnie miało być 5.
Agnieszka: He, he wiedziałaś, że
jak się wkręcę to zawale noc, ale je zrobię te foty.
Sylwia: No co ty? W życiu! :P
Agnieszka: Jesteś okropna, ale
jakoś się zemszczę. Teraz niestety uciekam, bo ja mam pracowity weekend w
przeciwieństwie do Ciebie!
Sylwia: Oj tam, oj tam. Ja cały
czas pracuje. Mam 2 dzieci, męża i psa.
Agnieszka: Jasne… Opowiadaj o
książce, stylówie. Ja lecę.
Sylwia: Książka jest…, młodzieżowo
ujęłabym ją takim słowem na „z”, ale jestem nauczycielką i mi nie wypada. Mąż ją
kupił, bo czytał bloga autora i był zachwycony. Mówił, że fajna, że kurator
sądowy ją pisze. Ale pisze tak, że jak się czyta to można i śmiać się i płakać
i się wkurzyć i wzruszyć ramionami. No to sobie pomyślałam a przeczytam, zobaczę,
sprawdzę. I mowę odebrało. Odebrało ponieważ pan kurator pisze o swojej pracy,
o rzeczywistości która jest bardzo blisko, a zarazem daleko dla nas „normalnych”.
Pisze o tragedii, o nieumiejętności przystosowania, o dzieciach bez
przyszłości, o dramatach. Pisze krótkie, ale przejmujące opowiadania. Używa
języka ostrego, ciętego, czasem nasyconego wulgaryzmami (ale uzasadnionymi) . W
tym języku jednak oddaję całą istotę swojej pracy i ludzi z którymi pracuje. Książka,
która w obliczu naszego bloga o modzie, mizdrzeniu się do aparatu, mówienia o
dobrym jedzeniu może wydać się nie na miejscu. Ale co tam. Czasem potrzeba nam
zderzenia się z rzeczywistością, nabrania dystansu i rozejrzenia się dookoła na
ludzi. Książka wciska w fotel. Polecam po stokroć!
Spodnie: reserved, buty:rebbok, torba: baba